niedziela, 29 maja 2016

Projekt historyczny - Słowiański woj



Projekt historyczny

Słowiański woj

Jako, że Słowianka już była, czas na wersję męską. Dziś przedstawiam Wam moją wersję słowiańskiego woja. Rzecz jasna w wersji ekonomicznej i nie do końca wiernej historycznie (nie patrzcie na buty!).




Strój wykonany, jak już wcześniej pisałam, ze spodni lnianych, pochodzących z second hand'u (wykonanie krok po kroku w części 3 projektu).


A tak prezentuje się na Zainteresowanym:


Dużo zabawy za niewielkie pieniądze. Spróbujcie!

sobota, 28 maja 2016

Projekt historyczny - cz. 3: strój męski

 



Projekt historyczny

cz. 3

strój męski cd.


O stroju męskim już co nieco zostało wspomniane. Ten, który tutaj prezentuję powstał w wyniku działań recyklingowych z lnianych spodni w dużych rozmiarach zakupionych w "Szmizjerce".

O pierwszych krokach koszuli, jej sposobie cięcia, pisałam tutaj. Skończyłam mniej więcej na takim etapie:




Ze względu na ograniczoną możliwość ruchu rąk w takim układzie, zdecydowałam się zastosowanie pewnego średniowiecznego triku - trójkątnych klinów pod pachami:



Po zeszyciu szwów pozostało wykończenie. Jako, że krajki w ilościach hurtowych na stanie nie posiadam i do środy zrobić (przy aktualnym nagromadzeniu obowiązków zawodowych) nie dam rady, postawiłam na prostotę ściegu "za igłą" czyli potocznie mówiąc na "sznurek". W ten sposób postanowiłam wykończyć górę, rękawy i dół koszuli. Rozporek przy szyi - zgodnie z pierwotnymi założeniami - spięła mosiężna, wzorowana na średniowiecznej, fibula.





 Po wykończeniu góra koszuli prezentowała się tak:



Podobny ścieg ręczny "przykrył" nieatrakcyjny ścieg maszynowy dołu koszuli:


Efekt końcowy wyglądał tak:



Do reszty stroju brakowało jeszcze spodni. Te wycięłam z kolejnej pary upolowanych lnianych spodni - odcinając po prostu nogawki na żądanej wysokości.


 Po niewielkiej korekcie, składającej się głównie z wyrównania linii spodni, przystąpiłam do spinania całości.



Na koniec, po wykończeniu góry i wykonaniu tunelu, wciągnęłam sznurek, uzyskując efekt taki, jak na zdjęciu poniżej:













Po zestawieniu z górą całość stanowi taką parę:



Dopełnieniem zestawu jest brązowa krajka, prezentowana w części drugiej.

czwartek, 26 maja 2016

Projekt historyczny - Słowianka



Projekt historyczny

Słowianka



Strój Słowianki można uznać za skończony. Owszem, znajdzie się jakaś kosmetyka, ale z doświadczenia wiem, że zawsze, kiedy coś robię samodzielnie, mam ochotę coś potem jeszcze poprawiać i dopieszczać. Tak już mam.

Na chwilę obecną opisywane wcześniej giezło i nie opisywany jeszcze pod kątem wykonania fartuch słowiański, prezentują się tak:






Przypominam, że projekt nie jest wierną rekonstrukcją (choć starałam się, aby poziom wiarygodności był jak najwyższy!). Czas nie pozwolił na wyłączne szycie ręczne (moje ulubione), ale sporo elementów, w tym haft i prawie cały fartuch zostało wykonanych "analogowo", czyli klasycznie: igłą i nitką.

Szczegóły wykonania wspomnianego już wyżej fartucha już wkrótce. Podobnie ze strojem słowiańskim chłopięcym. Uwierzcie mi: to fantastyczna zabawa, nie tylko dla Dzieciaków! 

Prezentowany strój jest na prawdę ekonomiczny! Cena spodni z second hand'u ("Szmizjerka") to 1 zł. Podobnie bieżnik. Wełna na krajkę - 4 zł za motek (użyłam trzech kolorów) oraz kordonek na opaskę i haft wykończeniowy - ok. 3,50 - 3,80 zł za motek (użyłam trzech kolorów). To, czego zużyłam najwięcej, to czas, ale tego akurat nie żałuję:)

Jeśli macie ochotę - spróbujcie sami!

wtorek, 24 maja 2016

Projekt historyczny - cz. 2: strój męski





Projekt historyczny

 cz. 2

 strój męski


Strój dziewczęcy można uznać za skończony, zdjęcie całości (w tym również na modelce) już wkrótce.
Czas na słowiański strój męski.

Jak już tłumaczyłam wcześniej pierwotne założenia obejmują niestety aspekt ekonomiczny, w związku z czym materiały do stworzenia strojów pochodzą w głównej mierze z "recyklingu", czyli po prostu z second hand'ów, a dodatki są często tańszymi zamiennikami wełny i lnu znalezionymi w tańszych pasmanteriach i w "chińczykach". Zdaję sobie rzecz jasna sprawę, że zdobyty w ten sposób motek "wełny" za 4 złote po przypaleniu stopi się w twardą kulkę, śmierdząc przy tym klasycznie palonym plastikiem, ale wygląda "w miarę". 

Przy tej okazji chciałam nadmienić, iż na potrzeby naszego projektu nauczyłam się robić krajki. Wycięłam nawet prymitywne bardko z tektury. Ale o tym w części specjalnie temu poświęconej.

Strój męski, na nasze proste potrzeby, ma składać się z koszuli i spodni. Koszula, podobnie jak giezło dziewczęce, jest w swoim założeniu proste, jak przysłowiowa budowa cepa, czyli prostokąt z dziurą na głowę i rękawy z prostokątów. No i ewentualne kliny po bokach (w razie wątpliwości - patrz post wcześniejszy).

Punktem wyjścia jest moje niezawodne źródło 100% lnu, czyli spodnie lniane w rozmiarze... dużym. Zaczynamy od wycięcia przodu i tyłu naszego giezła. Tu znowu wykorzystałam zewnętrzny szew dostępnej pary. 


Widoczny na zdjęciu powyżej prostokąt, którego środek wyznacza zewnętrzny szew spodni, będzie środkiem koszuli. Dwa takie kawałki otrzymane z obu nogawek dadzą nam korpus giezła. Wystarczy dodać niewielki podkrój szyi i rozpruć kawałek z przodu, aby uzyskać żądaną bazę.

Z drugiego brzegu nogawki wycinamy węższy prostokąt. To będzie rękaw naszej koszuli. 




Teraz możemy całość obrzucić i zeszyć. Jeśli jest potrzeba z pozostałych fragmentów można wyciąć trójkąty, które zostaną wszyte po bokach (podobnie, jak w gieźle dziewczęcym) i kwadraty, które wszyjemy pod pachami w celu uzyskania dzisiejszych podkrojów rękawów przy pachach. 

Spodnie słowiańskie to kolejna para "lniaków" z "lumpeksu", tym razem zeszyta z dwóch prostokątów, u góry ściągnięta sznurkiem. Na prawdę trudno o coś prostszego!

Potrzebny jeszcze pasek do wykończenia. Ponieważ o zakupie krajki można sobie pomarzyć - w pasmanteriach w Łomży i w Warszawie takowych nie znalazłam - postanowiłam znaleźć jakieś zamienniki. Myślałam o splecionych w "warkoczyki" rzemykach, konopnym sznurku oraz pasku z plecionki makramowej (czyli popularne "supełki"). Efekt "podróbki" taki, jak poniżej. Kolorystyka dobrana zgodnie z haftem giezła dziewczęcego, do którego pasek miał być dodatkiem:




Jako, że jednak z "półśrodkami" źle się czuję, postanowiłam spróbować nieszczęsnej krajki. Youtube jest tu istną skarbnicą wiedzy, aczkolwiek widok pani, śmigającej około trzydziestką tabliczek nieco mnie przygniótł. Może, gdybym spróbowała (z tymi czterema na początek) nie byłoby tak źle, ale to, co widziałam średnio mnie zachęciło. Bardo/bardko wydało mi się mniej skomplikowane. Wycięłam je sobie nawet z tektury! I nawet nieźle mi zaczęło wychodzić. Finalnie jednak zrezygnowałam ze wszelkich udogodnień i swoją krajkę stworzyłam całkowicie "łopatologicznie", czyli "analogowo" oddzielając nitki. Efekt możecie podziwiać poniżej:




Do wykonania tasiemki użyłam wspomnianej już "wysokoprocentowej" "wełny" z "chińczyka", czyli "chemia śpiewa i tańczy" w najczystszej postaci.







środa, 18 maja 2016

Projekt historyczny - cz.1: giezło

  
  

Projekt historyczny 

 część 1:

giezło


Trochę ostatnio brakuje mi czasu, ale obiecałam Wam sprawozdanie z realizacji projektu krok po kroku, więc oto i moje zapiski.

Od początku zatem: Czym jest giezło?

Giezło to nic innego, jak rodzaj koszuli. W tym wypadku dziewczęcej. Choć słowniki podają zazwyczaj, że chodzi o część ubioru z XVI i XVII wieku, to jednak rozmaite źródła używają tej nazwy także w odniesieniu do okryć starszych, w tym (co w naszym wypadku bardzo istotne) do strojów słowiańskich. 

Jak uprzedzałam we wstępie do projektu, poza założeniem historycznym, że przybliżamy polskie korzenie, przyświeca nam też cel ekonomiczny, czyli po prostu zamysł ma być realizowany w miarę tanio. Rzecz jasna, z racji, iż jest to projekt szkolny, a nie typowa rekonstrukcja historyczna, w niektórych momentach musimy iść na kompromisy. Nie każdy rodzic może sobie pozwolić na tkaninę wełnianą czy lnianą o odpowiednim splocie i naturalnie farbowaną, w związku z czym dozwolony został len z domieszką bawełny i sama bawełna. Do kolorów też postanowiłyśmy się nie czepiać. Od czegoś trzeba zacząć, a my stawiamy na naukę przez zabawę.

Wracając jednak do mojej osobistej twórczości. Jak już pisałam, ostatnimi czasy zaopatrzyłam się w hurtowe niemal ilości lnu w postaci letnich, luźnych spodni w dużych rozmiarach. Warunek: naturalny len 100%. Pod tym względem nie robiłam wyjątków. Osobiście "niehistoryczne" domieszki z importowaną bawełną w przedbiegach odrzucałam. Ze względu na preferencje Dziecięcia Młodszego na giezło zostały przeznaczone te spodnie w kolorze spranego buraczka. Sprawdziłam w "Kuchni Słowian": podobny kolor można było otrzymać naturalnie. Niekoniecznie dzięki rzeczonym buraczkom, sprowadzonym dopiero przez Bonę. Same spodnie pierwotnie prezentowały się tak:


Do tego będzie także lniany fartuszek w kolorze zbliżonym do turkusu.




Cztery takie bieżniki udało mi się kupić w "Szmizjerce" na ul. Dwornej. To z resztą doskonały punkt zaopatrzenia w materiały do "recyklingu". Starczy na słowiańskie fartuchy dla całej rodziny. 

Po zmierzeniu Zainteresowanej przystąpiłam do cięcia tkaniny, moją ulubioną metodą (jak na krawca dyplomowanego przystało - wstyd się przyznać!) czyli "na oko".




Zadanie było o tyle utrudnione, że jedna z nogawek była u dołu mocno wystrzępiona. W związku z powyższym musiałam tak zaplanować całość, aby ominąć newralgiczny punkt a jednocześnie tak wykorzystać resztę, by tkaniny starczyło na całe giezło (na ok. 128 cm wzrostu).


U dołu, w prawej części nogawki,
wyraźnie widoczny wyszarpany fragment tkaniny.

Po kilku chwilach zwątpienia koniec końców udało mi się skroić zaplanowany strój. Z przyczyn technicznych nie jest on ani do ziemi (ale jest do kostek), ani bardzo rozkloszowany. Koszula nie jest przylegająca, a od pasa do ziemi wszyte zostały kliny, lekko poszerzające giezło ku dołowi. Tu znowu problemy z ilością materiału dały o sobie znać i kliny, aby w ogóle miały szansę zostać ujęte, zostały pozszywane z pozostałych, mniejszych kawałków.

Niemniej w efekcie całość udało się pozeszywać tak, aby tworzyła spójną całość, z zachowaniem jednakże (dla ułatwienia) kilku pierwotnych szwów. Gdyby nie chroniczny niedobór czasu prawdopodobnie pokusiłabym się o szycie ręczne (moje ulubione z resztą) a tak posłużyłam się współczesną technologią w postaci maszyny. Efekt mniej więcej taki, jak na zdjęciu poniżej:




Niestety pewien problem nastręczyło wykończenie. Zaplanowana pierwotnie krajka okazała się kompletnie niedostępna, ani w Łomży, ani w kilku pasmanteriach w Warszawie. Internet zaoferował pomoc w postaci allegro, gdzie jednak wyszukane krajki zyskiwały zawrotną, jak na moje skromne możliwości, kwotę blisko 90 zł. za mniej więcej 5 m. taśmy. Rzecz jasna wiem, że wykonanie tego typu dodatku to kwestia poświęconego czasu i materiału, więc trudno mi się dziwić, jednakże koszt nie przystawał do "ekonomicznego" podejścia do projektu, w związku z czym został wymieniony na "tańszy zamiennik" w postaci motków kordonku (ok. 4 zł. za motek). Ze względu na tonację giezła postawiłam na kontrast, czyli biały, żółty i blado zielony (jakkolwiek by tego koloru nie nazwać). Na początek białym kordonkiem zaznaczyłam linię brzegową, taka "a'la fastryga". 



Potem jednak, zaczęłam dokształcać, zastanawiać i rozplanowywać. Koniec końców postanowiłam zaryzykować i zaczęłam... haft. Mam nadzieję, że nie popsuje mojej słowiańskiej wizji...



Przede mną jeszcze jedno jedno giezło, tym razem kobiece, i dwa stroje chłopięce. Oj, będzie się działo! Jeśli jesteście ciekawi, co z tego wszystkiego wyniknie, zaglądajcie!

A tyle zostało ze spodni ostatecznie:

niedziela, 8 maja 2016

Projekt historyczny


Projekt historyczny


wstęp


Zainteresowanie korzeniami postępuje. Od niepamiętnych czasów intrygowało mnie, dlaczego w szkole uczą mitologii Greków i Rzymian, historię sztuki i ubioru rozpoczyna Egipt a na naszych ziemiach, zgodnie z oficjalną wersją, w tym czasie panuje tylko wszechogarniająca dzicz. Żadnych ludów, kultury, nic. Interesujące prawda? Szczególnie, że ku mojej ogromnej uciesze, aktualne badania zadają kłam tym zafałszowanym przekazom. Kultura na naszych ziemiach istniała. Niektóre zachowane zabytki są nawet starsze od egipskich piramid. Wiedzieliście o tym? Nawet tu, "na prowincji" mamy swoje archeologiczne smaczki. O pochówkach sprzed 4,5 tysiąca lat wspominałam tu. Teraz z kolei miały rozpocząć się prace na grodzisku w Jednaczewie, pochodzącym prawdopodobnie z epoki brązu.

Ale nie o tym teraz. Nie chcąc, aby przyszłe pokolenia żyły w historycznych mrokach i przekłamaniach, w pewnej szkole powstała idea stworzenia projektu historycznego obejmującego okres słowiański. Punktem wyjścia dla pomysłu było grodzisko na Wzgórzu św. Wawrzyńca pod Łomżą. Początkowo przyświecała temu jeszcze nadzieja na zebranie funduszy na rekonstrukcję grodu (ze względów archeologicznych umiejscowionego w innym miejscu, ale o podobnych walorach terenowych) jako tutejszej atrakcji turystycznej, promującej wiedzę o historii regionu i zanikających zawodach rzemieślniczych. W toku zbierania informacji pomysł okazał się mglistą pieśnią przyszłości.

Nie wszystkie założone cele uda się osiągnąć, ale pokaz tańców historycznych i krótkich scenek rodzajowych jest w opracowaniu. A całość nie mogłaby zaistnieć bez strojów wschodnio-słowiańskich. W ten sposób sama poszerzam swoją wiedzę o tkaniny używane przez Słowian (włókna, sposób ich otrzymywania i obróbki, splot, farbowanie i wykańczanie) oraz ich sposób życia. Tu bardzo dużą pomocą okazała się "Kuchnia Słowian" Hanny i Pawła Lisów, która poza odtworzonymi przepisami przybliża wiedzę na temat życia i kultury słowiańskiej. Na prawdę warta polecenia pozycja.

Jako jeden z pomysłodawców, obowiązana byłam do opracowania strojów dla biorących udział w projekcie osób. W związku z tym przeszukiwałam dostępne źródła w poszukiwaniu najprostszych inspiracji. A że jest to szkolny projekt a nie typowa rekonstrukcja zdecydowanej większości zależy, aby było ekonomicznie i po najmniejszej linii oporu, nie koniecznie do końca zgodnie z możliwościami epoki. W ten oto sposób stałam się aktywnym poszukiwaczem materiałów do wykorzystania dostępnych w second hand'ach. Moje wybory koncentrują się na lnie i wełnie, jako tkaninach z włókien dostępnych w średniowieczu i w niezbyt krzykliwych, mało wiarygodnych kolorach. Chodzi o to, aby pomimo działania "na motywach" było w miarę realistycznie. Ku mojej radości odpadają więc wszelkie sztuczydła i syntetyki, których nawet na co dzień staram się unikać. Co z tego wyjdzie? Sama jestem ciekawa!

Ostatnio jeden ze Znajomych podpowiedział mi też, u kogo szukać wiarygodnych ozdób typu zausznice czy fibule. Nie odpuszczę i zapoznam się bliżej z tematem. Tego typu gadżety będą na pewno dodatkowym podkreśleniem słowiańskiego charakteru strojów.

O kolejnych etapach postępach będę Was informować w miarę rozwoju akcji. Póki co zachęcam Was do śledzenia zapisków, albowiem już wkrótce wpis z wizyty w Muzeum Północno-Mazowieckim na warsztatach archeologicznych. Stroje - jako się rzekło - w przygotowaniu. Bądźcie czujni!