poniedziałek, 11 stycznia 2016

Przepiśnik Irenki - Piernik (ulubiony)



Przepiśnik Irenki - Piernik (ulubiony)


Nie wiem, jak Wy, ale ja osobiście uwielbiam słodycze. Ale najbardziej ze wszystkiego uwielbiam piernik. Miód i przyprawy korzenne!... Lubicie? Ja nie wyobrażam sobie świąt bez piernika, pierniczków i ciastek miodowo-korzennych. 

W swoim czasie wypróbowałam kilka przepisów, mniej lub bardziej skomplikowanych. Zawsze jednak wracałam do tego, który wyniosłam z domu (w sensie dosłownym i przenośnym;)). To przepis na ciasto mojej Mamy (a jakże mogło być inaczej) a więc jest bezkonkurencyjny. 

Jeśli też chcielibyście spróbować, poniżej podam Wam przepis.


Piernik (ulubiony)


Składniki:

2 szkl. cukru,
4 szkl. mąki,
3 jajka,
1 szkl. śmietany,
1 łyżka sody,
przyprawa do piernika,
ok. 1 szkl. miodu,
dowolne bakalie (np. orzechy włoskie, rodzynki, suszone śliwki)

Z połowy szklanki cukru zrobić karmel. Resztę cukru utrzeć z jajkami. Dodać sodę rozpuszczoną w niewielkiej ilości wody oraz resztę składników ciągle mieszając. 
Na ostatku dodać bakalie i upiec (ok. 170 stopni). Piec do zrumienienia skórki. Sprawdzać patyczkiem.

Smacznego!

PS. Ja - jak widać na załączonym obrazku - nie dodaję bakalii. No, może jeszcze orzechy bym przeżyła, ale od rodzynek lub suszonych śliwek na pewno wypadły by mi zęby, skołowaciał język, czy coś...;)

wtorek, 5 stycznia 2016

Pseudopoetyckie zapiski Irenki: "Wichrowe Wzgórza"



Wichrowe Wzgórza


Do napisania tego posta zainspirowało mnie pewne znalezisko, którym chciałam się z Wami podzielić. Ale o tym później.

W kwestii pewnego usprawiedliwienia: nie, nie zaczęłam nowej lektury, nadal razem z d'Artagnan'em poszukuję Konstancji, dopingując gorąco swojego życiowego ulubieńca w postaci Atosa. W ogóle mam wyraźną słabość do tego typu postaci. Jak by się ktoś kiedyś chciał się w to zagłębić, to w gronie moich "życiowych idoli"są tacy osobnicy, jak Wokulski, czy wspomniany właśnie hrabia de la Fere. Kiedyś do tego szlachetnego grona należał też Bohun, jednakże zgłębienie historycznego aspektu relacji naszych i ukraińskich, nieco te moje fascynacje zweryfikowało. 

Do grona moich mrocznych wybrańców należał też oczywiście Heathcliff - bo i jakże mogło by być inaczej! Czarny charakter, przekleństwo Wichrowych Wzgórz. Pasja i szaleństwo!...

Muszę przyznać, że książka Emily Bronte (choć jej autorstwo jest ponoć dyskusyjne) była swego czasu najulubieńszą z ulubionych moich pozycji literackich. Swego czasu czytałam "Wichrowe Wzgórza" z częstotliwością "co trzy miesiące". Na prawdę.

Co mnie w tej książce tak urzekało? Wszystko. Od klimatycznych wzgórz porośniętych wrzosem po nieszablonowych, pełnych pasji bohaterów. Rzecz jasna, jak wiele poczytnych powieści, tak i ta doczekała się swoich adaptacji. Osobiście jestem posiadaczką mojej niegdyś ulubionej wersji z Juliette Binoche i Ralphem Fiennes. Aczkolwiek po latach moja fascynacja tym filmem osłabła, z racji tego, że po pierwsze: w bardzo wielu punktach rozmija się z książką, po drugie: bohaterowie nie mają w sobie takiej pasji i szaleństwa, jakich można się spodziewać po lekturze powieści. Co więcej Cathy wydaje się być bardziej "słodką idiotką", a nie szaloną, wolną dziewczyną ze wzgórz. Na Katarzynę (swoją córkę) pasuje już zdecydowanie bardziej. 

I pomyśleć, że cały ten przydługi skądinąd, wstęp ma prowadzić do kolejnych wynurzeń z cyklu Pseudopoetyckich Zapisków Irenki...

***

Wichrowe Wzgórza 

I

Wicher wieje za oknem
z szatańskim zachwytem
Bije wąskie szyby
śnieżnymi razami
Leżę znowu sama
tęskniąca za świtem
Wspominając chwile
gdy byliśmy tu, sami

Teraz Ciebie nie ma
uciekłeś ode mnie
Myśląc, że uczucie 
pragnę sprzeniewierzyć
Modlę się o Twój powrót
- niestety daremnie
Co się stało z tym życiem
które chciałam przeżyć?...

***

II

Ach, szalona chwilo!
Radością płonąca!
Oto powróciłeś do mnie
w me objęcia!
Lecz widzę, że się kończy 
ta chwila gorąca
- Inne oczy w Twych oczach
topią się z przejęcia...

Czemu milczysz?!
Sto młotów bije w moją głowę!
Szał z mych oczu tryska
serca skargą głuchą!
Teraz mnie przytulaj
- już chmury stalowe
Zbyt późno nabrzmiały
miłością i skruchą.

Moje oczy w Twych oczach
toną bez pamięci
Ramię Twoje mnie tuli 
nie bacząc na siłę
Muszę odejść - Twój obraz
w myśli mej się święci
Z nim skostnieję
czarną przykryta mogiłą...

***

III

Czas płynie, a bez Ciebie
to ciągła udręka...
Choć odwiedzam Cię nocą
całuję dzikie usta!
Ach, no przyjdź już do mnie!
- Jaka to jest męka!
A wieczność bez Ciebie
jest straszna i pusta...

Tak, jestem przy Tobie
na tych starych wzgórzach
Porośniętych wrzosem
tak przez nas kochanym
Tu nas wicher pieścił
kąpała nas burza...
Nie, nie mogę Cię opuścić
na zawsze, przed ranem...

Pukam w Twoje okno
wpuść mnie! - pozostanę
Chcę całować znowu 
Twoje dzikie usta
Otul mnie jak za życia
ramieniem kochanym
Bo wieczność bez Ciebie 
była straszna, pusta...

***



Przepiśnik Irenki - Grzaniec


Przepiśnik Irenki - Grzaniec


Za oknami - zima w pełni. Styczeń powitał nas mrozem. Zimne ręce i nogi to najlepsza droga do przeziębienia. Żeby się przed nim bronić mądrzy ludzie wieki temu wymyślili grzańca.

Na pewno każdy z Was choć raz miał przyjemność skosztować tego trunku w takiej, czy innej postaci, bo odmian i sposobów jego przyrządzania jest na prawdę bardzo wiele.

Jak powszechnie wiadomo podstawowym krokiem jest wybór pomiędzy winem a piwem. Wariant tu przedstawiony jest na bazie piwa. Dla ścisłości: do wykonania tego grzańca użyłam piwa butelkowanego, jasnego, niepasteryzowanego.

Jeśli jesteście ciekawi reszty zapraszam dalej.

Grzaniec


Jak już wspomniałam do wykonania grzańca potrzebna jest przede wszystkim odpowiednia baza. Najlepszym wyborem do grzańca piwnego jest piwo jasne, bez dodatkowych aromatów, ze względu na to, że taki rodzaj tego trunku najlepiej uwypukla wachlarz dodanych doń przypraw.

Składniki:

0,5 l. piwa jasnego
miód
imbir
goździki
cynamon
kardamon
cytryna

opcjonalnie: pieprz czarny,
gałka muszkatołowa
ziele angielskie
 lub (w przypadku braku powyższych przypraw) przyprawa do grzańca lub przyprawa do piernika (uwaga! żeby nie zawierała mąki!)

łyżka rumu

można też na koniec dodać żółtko jaja kurzego (ja go nie dodaję)

Piwo przelewamy do rondelka i podgrzewamy na wolnym ogniu. Do ciepłego piwa dodajemy miód (w moim przypadku była to spora łyżka miodu lipowego) oraz przyprawy (wedle uznania). W moim przypadku były to: 

3 wiórki imbiru
8 goździków
mała łyżeczka cynamonu
pół łyżeczki kardamonu
plasterek cytryny

P.S. Rumu na stanie nie miałam.

Całość podgrzać starając się nie przekraczać temperatury 40 stopni C, powyżej której miód traci swoje zdrowotne właściwości. Przelać do kubeczków, spożywać mocno ciepły.



Smacznego!


***

Dla tych, którzy są posiadaczami pociech, tudzież innych osobników, dla których alkohol nie wskazany można piwo zamienić na wodę lub mleko (spraktykowane!)

Grzaniec dla dzieci

składniki:

0,5 l. mleka (lub wody)
2 łyżki miodu
6 goździków
łyżeczka cynamonu
2 wiórki imbiru
szczypta kardamonu
plasterek cytryny

Przygotować tak, jak grzaniec piwny. Wlewając do kubeczków dobrze jest użyć sitka. Podawać mocno ciepłe.

Smacznego!


poniedziałek, 4 stycznia 2016

Irenkowe Zacisze





Irenkowe Zacisze


Są takie dni, gdy jedyne o czym się marzy to cisza i spokój... Niektóre dni są bardziej przesycone tym pragnieniem, niż inne. Nie mam wymarzonego domu z ogródkiem i moja tęsknota za zielenią i własnym azylem jest tym bardziej dojmująca. A niewiele jest rzeczy przyjemniejszych, niż poczucie wiatru we włosach, zapach traw, szum wody... 

Niewiele osób wie, jak przyjemnie jest usiąść na trawie, wsłuchać się w "ciszę", która de facto ciszą wcale nie jest, albo poczuć deszcz na włosach. Z takich chwil niegdyś rodziły się setki wierszy i kilka opowiadań. Dziś pozostała swego rodzaju tęsknota za "rajem utraconym". Nadmiar bodźców zewnętrznych uniemożliwia bowiem skupienie myśli na tyle, aby jakakolwiek forma pisana mogła powstać. 

Nie znaczy to jednak, że nie próbuję zorganizować sobie swojego małego azylu. I choć mieści się on na mocno ograniczonej przestrzeni, to jednak jest. Moje własne, tonące w kwiatach i wiklinie, zacisze. Z roku na rok jego forma ulega pewnym przemianom, niemniej jest on moim i dla mnie.

Z nadzieją wypatruję cieplejszych dni. Promienie słońca, widok błękitnego nieba i wzgórz w oddali, poza linią dachów, z obowiązkowym "dodatkiem" książki i filiżanki kawy, stanowią o uroku chwili. Chwili, do której tęsknię w ciągu zabieganych, nieraz burzliwych a najczęściej zapracowanych, dni. 

Znowu Maria Pawlikowska-Jasnorzewska zaczęła przywoływać mnie z półki... W przerwach między kolejnymi pozycjami Marii Rodziewiczówny (tak tak, udało mi się zdobyć kilka kolejnych pozycji) wiersze "poetki miłości" będą miłym dodatkiem.

Swoją drogą przeczytałam wszystkie chyba dostępne utwory tej poetki i zastanawia mnie uogólnione miano - "poetka miłości". Zastanawia mnie szczególnie z racji całokształtu jej dorobku. Dla mnie to kobieta, której wiersze tchną wszelkiej maści cierpieniem i zgorzknieniem. Nietuzinkowe i niebanalne.

Ale to na prawdę nie dlatego mój zakątek tonie w tym roku w bratkach.














niedziela, 3 stycznia 2016

Pseudopoetyckie zapiski Irenki: "Sen o górach"



Pseudopoetyckie zapiski Irenki



Czy Wy też tak, jak ja, kochacie góry? W moim przypadku to nieco kontrowersyjna fascynacja, albowiem mam lęk wysokości. Tak, na prawdę. Mam lęk wysokości i to na prawdę problematyczny. Dosyć to dziwne, jak na osobę wychowaną na jedenastym piętrze warszawskiego bloku, niemniej taka jest prawda. Z resztą góry odkryłam już na prawdę późno, bo dopiero na studiach. Nie miałam też nigdy ciągotek do zdobywania górskich szczytów. Skąd więc taka fascynacja? Wbrew temu, co sądzą niektórzy, nie z racji towarzystwa, dzięki któremu je poznałam. Ale o to mniejsza. Zacznijmy od początku:

Jako dziecko rodzice zabierali mnie w różne zakątki Polski i zwiedzaliśmy na prawdę dużo. Dzięki Nim zobaczyłam morze i jeziora (choć nie byliśmy na Mazurach), urocze wioski i pogórze karpackie. Ale w górach nie byliśmy. Rzeszowszczyzna, Małopolska - tak, ale już Podhale - nie. Dlaczego? Może dlatego, że Mama miała lęk wysokości? A może Tata, spędzający wiele wakacyjnych tygodni w Rabce i okolicy miał przesyt? A może po prostu wszyscy zgodnie preferowali urokliwe polskie morze i szum fal?... Nie wiem. Możliwe, że wszystko po części miało jakiś wpływ. Grunt, że mnie morze i plaża nigdy nie pociągało. Bo i co tam robić? Kompleksy przeszkadzają mi w pokazywaniu się w bikini, pływać umiem klasycznie, "pieskiem", i to tylko dotąd, dopóki czuję grunt pod nogami. Brak tego poczucia skutkuje natychmiastowym atakiem paniki i podtopieniem. Żadna frajda. No, chyba że będę kiedyś miała zamysły samobójcze.

Co więc miałabym tam robić? Szczególnie, że jako posiadaczka "szlacheckiej" bladej cery i pieprzyków nawet nie powinnam się opalać? Rzecz jasna mam na ratunek najwspanialszy wynalazek - książki. Ale po co jechać setki kilometrów, żeby poczytać?... Ktoś może powiedzieć: dla widoków. Hm... być może. Tylko, że jako posiadaczka agorafobii do kompletu (a co! coś trzeba posiadać), źle się czuję mając przed sobą otwartą, bezkresną wręcz przestrzeń. I w dodatku ten nerwowy, nierytmiczny huk morskich fal rozbijających się o brzeg...

W taki oto sposób dotarłam do punktu, w którym odkryłam, że dobrze się czuję w górach. Żeby jednak nie było: nigdy nie byłam (jak dotąd przynajmniej) w górach zimą. Na nartach nie jeżdżę, po górach zimą łazić - średnio, bo to i szlaków nie widać, i lawina może zejść... Ale latem!... Tak tam pięknie! I mimo, że - jak już mówiłam - szczytów i przełęczy niewiele mam na swoim koncie, to jednak dla tej atmosfery, dla tej przyrody, dla tych widoków, zawsze chętnie tam pojadę. Teraz, zimą, kiedy wiem, że ani czasu, ani pieniędzy, ani cienia szansy na pojechanie tam nie ma, pozostaje mi tylko tęsknota. I czekanie do lata.




Sen o górach


Nie wiem czy wiecie, ale z naszymi polskimi górami była związana moja ulubiona poetka - "Wielka Maria", czyli Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Z resztą Jej mąż, Jan Gwalbert Henryk Pawlikowski, była synem znanego polskiego taternika, któremu zawdzięczamy wytyczenie wielu pięknych, górskich tras oraz zbadanie Jaskini Mylnej (stąd "okna Pawlikowskiego"). Sama poetka nieraz wybierała się na górskie szlaki, czemu zawdzięczamy całą serię wierszy.

Ja co prawda z Marią Pawlikowską mierzyć się nie zamierzam, niemniej próbując swych sił na różnych polach to i owo spłodziłam.
Utwór, który zaraz Wam przedstawię, ma już co prawda lat... Mocno "naście", jednak mimo infantylnej nieco formy, nie stracił wiele na treści. 



***
Teraz tylko we śnie
Widzę was góry kochane
Widzę szczyty skaliste
W obłoków szepty wsłuchane

Słońce koroną promieni
Zdobi wam głowy o świcie
Zmierzch zaś ukrywa was w cieniu
Z mgły srebrnej snując okrycie

Noc zaś próbuje ciemnością
W czarnych czeluściach was ukryć
A zima śniegiem was tuląc
Okryć cieplutkim futrem

Wiatr śpiewa pieśń w starych sosnach
Z radości szalejąc w konarach
Że wrócił już z letniej tułaczki
I znów w waszym świecie się znalazł...
***