wtorek, 26 września 2017

Pseudopoetyckie zapiski Irenki: "Tańczę w deszczu"

Zdjęcie: Ana-chronia

Pseudopoetyckie zapiski Irenki

"Tańczę w deszczu"


Są takie chwile, gdy wydaje się, że niebo spada na głowę. Łzy deszczu nie zawsze przynoszą upragnione ukojenie. Ale, jak powiedział kiedyś ktoś mądrzejszy ode mnie: "W życiu nie chodzi o to, aby przeczekać aż burza minie, ale o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu"...


Tańczę w deszczu

Wśród mroku ulicy
W deszczu zimnej toni
Wiatr liśćmi kołysze
Z ptakami w sen goni
Otacza mnie wkoło
We włosach wiruje
Raz w dół wartko spada
To w górę szybuje
Martwą dłonią dotyka
Srebrne nitki czasu
Szaleje dookoła...
A ja tańczę w deszczu.

Biały pył wokoło 
W umyśle się wije
Narkotyczną siłą 
Swą rozum zabija
Brzęczą srebrne dzwonki
Na śmierci sukience
Ku kobiecie w czerni 
Wyciągają ręce.
Idzie Mroczna Pani
Ziemię szatą głaszcze
Zimnem świat zdejmuje...
A ja tańczę w deszczu.

Lecą z nieba na dół
Deszczu zimne strugi
Księżyc w pełni na ziemię
Kładzie blade smugi
Straszy białym obliczem
Spomiędzy chmur wrogich
W cieniu skrywszy losu
Poplątane drogi.
Wionie pustką ulica 
W smutku nocnym blasku
Mrok gasi nadzieję...
A ja tańczę w deszczu.


Choć wiersz jest stary, prawdopodobnie jest już pełnoletni, to jednak coś z niego pozostaje aktualne...
Każdego dnia uczę się tańczyć w deszczu.

niedziela, 11 czerwca 2017

Pseudopoetyckie zapiski Irenki: "Kamienne schodki"

Zdjęcie: Ana-chronia

Pseudopoetyckie Zapiski Irenki

"Kamienne schodki"


Kiedy gruzami pokrył się świat
A zamiast ulic było pustkowie
Łzy ludzkie
Zwykłych tragedii ślad
Patrzyły w póżnię.
Co będzie? Kto wie?...

Po schodkach w górę
Po schodkach w dół
Biegają dzieci
Wesoło
Nad rzekę
Teraz, gdzie drewniany
Kiedyś był port,
Żydowskie łaźnie…
W czasach, gdy człowiek
Był tylko człowiekiem.

                                                       

środa, 7 czerwca 2017

Pseudopoetyckie Zapiski Irenki: "Potok"


Zdjęcie: Ana-chronia

 Pseudopoetyckie Zapiski Irenki 

"Potok"


Niestety czas nie jest moim sprzymierzeńcem. Mimo wielu planów i pomysłów na posty, mało mam okazji aby rzeczywiście coś napisać. Praca, dom, obowiązki... A chwile na drobne przyjemności są wykradane niczym najcenniejsze skarby.

W nierzadkich ostatnio momentach przygnębienia i zwątpienia w sens wszystkiego (wypływającego chyba tak na prawdę z przemęczenia) uciekam myślami do tego, za czym tęsknię. Do ciszy, spokoju i natury. Do gór...


Potok

Szaleje i tańczy
kroplami się burzy
Opływa skały,
tysiące kamieni
I trawy rosi
i brzegi podmywa
I w blasku słonecznym
tęczami się mieni

Bawiąc się – płynie
i gubi się w wirach
By znów wyjść
na kamień
zaklętym błękitem
I szumieć, i huczeć,
i spadać, i płynąć
I za dnia, i w nocy
wieczorem
i świtem…

I gada z tym wiatrem
co spada gdzieś z góry
Z tym dzikim,
z tym górskim,
z tym nieposkromionym
Co w tańcu całował
obłoki i chmury
A potem w toń wpychał
iglaste korony



Zdjęcie: Ana-chronia
Zdjęcie: Ana-chronia
Zdjęcie: Ana-chronia