piątek, 5 lutego 2016

Irenkowy zakątek



Irenkowy zakątek


Zdjęcie tytułowe postu jest nieco oszukane, ale ogólnie rzecz biorąc wiąże się z dzisiejszą tematyką.

Tegoroczna zima zaliczyła lekki falstart. Do końca grudnia śniegu spadło jak na lekarstwo, a święta Bożego Narodzenia były jednymi z cieplejszych. Powyższe zdjęcie jest tego dowodem. 7. grudnia w drodze z pracy zrobiłam to zdjęcie: stokrotki kwitnące na trawniku przed domem.


Styczeń nadrobił grudniowe zaległości, było śnieżnie i mroźnie. Co jednak wcale nie przeszkodziło Matce Naturze obudzić moje balkonowe cebulki. Podobnie, jak w ubiegłym roku bowiem, do  skrzynek i doniczek powsadzałam wszystko, co tylko w jakiś sposób rokowało na wiosenne kiełkowanie. I szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia, które z posadzonych roślin zaczęły się przebijać. Aktualnie moje skrzynki wyglądają mniej więcej tak:




Mam nadzieję, że ewentualne nawroty zimy nie zrobią im krzywdy. Szczególnie, że zaczęły kiełkować też lilie (o jakieś dwa czy trzy miesiące za wcześnie). No, ale czas pokaże. Na pewno na kawę na balkonie jeszcze za wcześnie.

czwartek, 4 lutego 2016

Rzecz o Siostrach Bronte






Rzecz o siostrach Bronte



O tym, że siostry Bronte, Charlotte, Emily i Anne, były bliskie mojemu poczuciu smaku literackiego, już kiedyś pisałam. Przez wiele długich lat stanowiły źródło moich duchowych inspiracji. 

Niestety na polskim rynku do niedawna dostępne były właściwie tylko dwa dzieła: "Wichrowe Wzgórza" - autorstwa Emily i "Dziwne losy Jane Eyre"- autorstwa Charlotte Bronte. Nie dając za wygraną usiłowałam znaleźć jakieś inne ich książki. Na przeciw moim oczekiwaniom, tudzież marzeniom, wyszła pewna bardzo bliska mi osoba, która podarowała mi w prezencie urodzinowym prześliczne wydanie wszystkich (!) znanych i ukończonych (!) dzieł sióstr. Bajka, prawda? Oczywiście! Też tak uważam. Był tylko jeden mały szkopuł: książka była po angielsku. Tym sposobem stanęłam przed nie lada wyzwaniem przeczytania lektury obcojęzycznej, dysponując mocno kulawą skądinąd znajomością owego języka. Biorąc pod uwagę, że dodatkową trudnością był archaiczny styl i rzadko używane już słownictwo, zadanie okazało się karkołomne.

Na szczęście nic w przyrodzie nie ginie i ktoś poza mną pokusił się o dokonanie tłumaczenia pozostałych dzieł (tak, mimo swej słabej znajomości angielskiego miałam aspiracje, by dokonać "niemożliwego" i przetłumaczyć powieści sióstr, posiłkując się moim "intuicyjnym rozumieniem języka"). Niedawno udało mi się bowiem "upolować" jedno z brakujących ogniw łańcucha literackiego sióstr, w postaci powieści "Agnes Grey" napisanej przez Anne Bronte (a przynajmniej jej jest autorstwo tej książki przypisywane, ale o tym później). W każdym razie dostawszy książkę w ręce mogłam zweryfikować swoje literackie spostrzeżenia. 

Bohaterka powieści jest córką ubogiego pastora, która zmuszona życiowymi okolicznościami i motywowana wewnętrzną ambicją, postanawia uzyskać finansową niezależność, podejmując posadę guwernantki. Gdzieś na horyzoncie majaczy też uczucie, mające średnie szanse na realizację, biorąc pod uwagę skryty i mało przystępny charakter głównej bohaterki. 

Nie przypomina Wam to czegoś? Przewijający przez całą powieść motyw skrytej guwernantki, dzielnie stawiającej czoło samolubnym i roszczeniowym pracodawcom oraz jeszcze bardziej wymagającym podopiecznym, przywodził mi namyśl skojarzenie z "Dziwnymi losami..." i... "Mansfield Park" (choć to już Jane Austen). Jak by jednak nie patrzeć podobieństwo stylu i doświadczeń (w porównaniu do pierwszej z książek), przypomniało mi o kontrowersjach, towarzyszących określeniu prawdziwego autorstwa powieści sióstr. Słychać bowiem głosy, że autorką wszystkich dzieł przypisanych Charlotte, Emily i Anne jest de facto tylko Charlotte. Dotychczas, mając niewielkie doświadczenia z ich twórczością, trudno mi było się do tych wątpliwości odnieść. Teraz jednakże uderzyło mnie podobieństwo (niektórych) przeżyć, doświadczeń i cech osobowościowych bohaterek a nade wszystko stylu, w jakim książka została napisana. W przypadku "Wichrowych Wzgórz" sprawa prezentuje się zgoła odmiennie, albowiem - póki co - jest to pozycja wyjątkowa, zarówno pod względem charakterów postaci, ich doświadczeń, jak i stylu literackiego powieści. 

Szczerze mówiąc, książka mnie rozczarowała. Po nazwisku Bronte spodziewałam się kolejnego szału, emocji, napięcia. A tu... powieść, jakich wiele. W moim zestawieniu plasuje się gdzieś w pobliżu wspomnianego już "Mansfield Park". Ale - sprawdźcie i oceńcie sami!


środa, 3 lutego 2016

Przepiśnik Irenki - Pączki


Przepiśnik Irenki - Pączki


Co prawda Tłusty Czwartek dopiero jutro, ale z racji obowiązków pewnie nie miałabym tyle czasu, aby przygotować coś samodzielnie, w związku z czym postanowiłam działać już dziś.

W zeszłym roku postawiłam na faworki (tudzież chrust, jeśli ktoś woli, przepis dostępny tutaj), w tym natomiast zdecydowałam się zaryzykować i zrobić pączki z przepisu, którego do tej pory nie próbowałam. Wnioski: wiem, że nie ładnie popadać w samozachwyt, ale wyszły na prawdę nad podziw dobre.

Wszystkim zainteresowanym przedstawiam przepis, może jeszcze jutro ktoś się pokusi...

Przepiśnik Irenki

Pączki, które zrobiłam, mają dwa smaki nadzienia: truskawkowy i owoców leśnych. Wy jednak możecie użyć marmolady w swoim ulubionym smaku.

Pączki


Składniki:
(porcja na 40 - 50 pączków)

1 kg mąki pszennej
20 dag cukru
15 dag masła (lub margaryny)
5 żółtek
1/2 l. mleka
5 dag drożdży
cukier puder do posypania
tłuszcz do smażenia (najlepiej smalec)

Wykonanie:

Drożdże wymieszać z niewielką ilością letniego mleka i cukru. Odstawić do wyrośnięcia. Resztę cukru utrzeć z żółtkami do białości. Mąkę przesiać na stolnicę. Połączyć z drożdżami, żółtkami i letnim mlekiem. Można dodać startą skórkę pomarańczową, cytrynową, zapach rumowy lub co chcecie.  Wyrabiać do momentu tworzenia się bąbelków. Dodać roztopione masło i wyrabiać aż będzie odstawać od brzegów naczynia. Odstawić do wyrośnięcia.

Ciasto wyrzucić na stolnicę, rozwałkować na placek grubości ok. 1 cm. i wycinać z niego szklanką kółka. Na środek kółek nakładać niewielką ilość marmolady i szczelnie zaklejać. Każdą uformowaną kulkę odkładać na oprószoną mąką deskę albo papier do pieczenia do wyrośnięcia.

Smażyć na gorącym tłuszczu (sprawdzać odrobiną ciasta albo na kawałeczku ziemniaka) na niezbyt intensywnym ogniu - pączki mają powoli się rumienić. Za duży płomień może spowodować, że pączki spalą się na zewnątrz a w środku pozostaną surowe. Sprawdzać patyczkiem.

Zdjęte z tłuszczu pączki kłaść na bibułce, żeby odsączyć je z tłuszczu. Posypać cukrem pudrem.

Smacznego!