Dzisiejszy dzień nie do końca napawa optymizmem, przynajmniej tu, gdzie aktualnie mieszkam jest szaro, zimno i wietrznie. Tym bardziej kresowe korzenie i krew "znachorów i zielarzy" dają o sobie znać...
Ziołowy zakątek
W taki dzień, jak dziś potrzebna mi dodatkowa porcja energii. Niedobór światła słonecznego i chłód za oknami dla tak ciepłolubnego stworzenia, jak ja to prawdziwa zmora, dlatego przedstawię Wam mój sprawdzony sposób na dodanie sobie odrobiny energii. I nie jest to tradycyjna "mała czarna";)
Mój sposób na dodatkową dawkę energii to po prostu herbatka energetyczna (tudzież energetyzująca, jeśli ktoś woli;)). W jej skład wchodzą: owoc dzikiej róży, owoc tarniny, rokitnika, korzeń dzięgla leśnego, ziele ostrożenia, owsa, rzepiku, liść pokrzywy, jeżyny, kłącze różeńca, płatki róży oraz nagietka (w różnych ilościach). Opcja dla ambitnych: zebrać samodzielnie rośliny, ususzyć, ewentualnie kupić susz paczkowany i własnoręcznie wymieszać. Opcja dla mniej ambitnych obejmuje możliwość zakupu gotowej mieszanki (np. Dary Natury). Ja ją piję dwa razy dziennie.
Po dodaniu sobie energii można wziąć się w końcu do pracy. A tej nie brakuje...
Na razie przedstawiam progres w robótce szydełkowej:
Może nie jest specjalnie imponujący, ale - przy dobrym wietrze - jutro (mimo zaplanowanych ciężkich robót;)) praca powinna zostać zakończona. Będę mogła powrócić do rozpoczętego kołnierzyka, zacząć mitenki i kilka innych rzeczy. Ale o tym kiedy indziej.
W zanadrzu czeka też źródło kulinarnych inspiracji:
Generalnie rzecz ujmując moje działania "kuchenne" koncentrują się na przepisach i smakach wyniesionych w domu rodzinnego. Niemniej nie zamierzam "fiksować się" tylko i wyłącznie na nich. Zdarza mi się bowiem rozszerzać horyzonty. Jako, że nie podejrzewam siebie o jakieś nagłe fascynacje orientem czy kuchnią basenu Morza Śródziemnego, wszystkich spodziewających się owoców morza, sushi itp. "przysmaków" od razu muszę sprowadzić na ziemię: nic podobnego nie przewiduję. Hołduję niewspółczesnej zasadzie, że najkorzystniejsze dla nas jest to, co czerpiemy z własnej strefy klimatycznej. Wiem, że to temat kontrowersyjny, ale takie jest moje zdanie. W końcu jestem anachroniczna ;)
Dla cierpliwych już wkrótce również przepis na "Pieszczocha", czyli chleb domowej roboty na żytnim zakwasie (oczywiście bez drożdży w związku z tym i bez użycia nowoczesnych wynalazków do wypieku chleba).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz