Irenkowe Zacisze
Są takie dni, gdy jedyne o czym się marzy to cisza i spokój... Niektóre dni są bardziej przesycone tym pragnieniem, niż inne. Nie mam wymarzonego domu z ogródkiem i moja tęsknota za zielenią i własnym azylem jest tym bardziej dojmująca. A niewiele jest rzeczy przyjemniejszych, niż poczucie wiatru we włosach, zapach traw, szum wody...
Niewiele osób wie, jak przyjemnie jest usiąść na trawie, wsłuchać się w "ciszę", która de facto ciszą wcale nie jest, albo poczuć deszcz na włosach. Z takich chwil niegdyś rodziły się setki wierszy i kilka opowiadań. Dziś pozostała swego rodzaju tęsknota za "rajem utraconym". Nadmiar bodźców zewnętrznych uniemożliwia bowiem skupienie myśli na tyle, aby jakakolwiek forma pisana mogła powstać.
Nie znaczy to jednak, że nie próbuję zorganizować sobie swojego małego azylu. I choć mieści się on na mocno ograniczonej przestrzeni, to jednak jest. Moje własne, tonące w kwiatach i wiklinie, zacisze. Z roku na rok jego forma ulega pewnym przemianom, niemniej jest on moim i dla mnie.
Z nadzieją wypatruję cieplejszych dni. Promienie słońca, widok błękitnego nieba i wzgórz w oddali, poza linią dachów, z obowiązkowym "dodatkiem" książki i filiżanki kawy, stanowią o uroku chwili. Chwili, do której tęsknię w ciągu zabieganych, nieraz burzliwych a najczęściej zapracowanych, dni.
Znowu Maria Pawlikowska-Jasnorzewska zaczęła przywoływać mnie z półki... W przerwach między kolejnymi pozycjami Marii Rodziewiczówny (tak tak, udało mi się zdobyć kilka kolejnych pozycji) wiersze "poetki miłości" będą miłym dodatkiem.
Swoją drogą przeczytałam wszystkie chyba dostępne utwory tej poetki i zastanawia mnie uogólnione miano - "poetka miłości". Zastanawia mnie szczególnie z racji całokształtu jej dorobku. Dla mnie to kobieta, której wiersze tchną wszelkiej maści cierpieniem i zgorzknieniem. Nietuzinkowe i niebanalne.
Ale to na prawdę nie dlatego mój zakątek tonie w tym roku w bratkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz