Wichrowe Wzgórza
Do napisania tego posta zainspirowało mnie pewne znalezisko, którym chciałam się z Wami podzielić. Ale o tym później.
W kwestii pewnego usprawiedliwienia: nie, nie zaczęłam nowej lektury, nadal razem z d'Artagnan'em poszukuję Konstancji, dopingując gorąco swojego życiowego ulubieńca w postaci Atosa. W ogóle mam wyraźną słabość do tego typu postaci. Jak by się ktoś kiedyś chciał się w to zagłębić, to w gronie moich "życiowych idoli"są tacy osobnicy, jak Wokulski, czy wspomniany właśnie hrabia de la Fere. Kiedyś do tego szlachetnego grona należał też Bohun, jednakże zgłębienie historycznego aspektu relacji naszych i ukraińskich, nieco te moje fascynacje zweryfikowało.
Do grona moich mrocznych wybrańców należał też oczywiście Heathcliff - bo i jakże mogło by być inaczej! Czarny charakter, przekleństwo Wichrowych Wzgórz. Pasja i szaleństwo!...
Muszę przyznać, że książka Emily Bronte (choć jej autorstwo jest ponoć dyskusyjne) była swego czasu najulubieńszą z ulubionych moich pozycji literackich. Swego czasu czytałam "Wichrowe Wzgórza" z częstotliwością "co trzy miesiące". Na prawdę.
Co mnie w tej książce tak urzekało? Wszystko. Od klimatycznych wzgórz porośniętych wrzosem po nieszablonowych, pełnych pasji bohaterów. Rzecz jasna, jak wiele poczytnych powieści, tak i ta doczekała się swoich adaptacji. Osobiście jestem posiadaczką mojej niegdyś ulubionej wersji z Juliette Binoche i Ralphem Fiennes. Aczkolwiek po latach moja fascynacja tym filmem osłabła, z racji tego, że po pierwsze: w bardzo wielu punktach rozmija się z książką, po drugie: bohaterowie nie mają w sobie takiej pasji i szaleństwa, jakich można się spodziewać po lekturze powieści. Co więcej Cathy wydaje się być bardziej "słodką idiotką", a nie szaloną, wolną dziewczyną ze wzgórz. Na Katarzynę (swoją córkę) pasuje już zdecydowanie bardziej.
I pomyśleć, że cały ten przydługi skądinąd, wstęp ma prowadzić do kolejnych wynurzeń z cyklu Pseudopoetyckich Zapisków Irenki...
***
Wichrowe Wzgórza
I
Wicher wieje za oknem
z szatańskim zachwytem
Bije wąskie szyby
śnieżnymi razami
Leżę znowu sama
tęskniąca za świtem
Wspominając chwile
gdy byliśmy tu, sami
Teraz Ciebie nie ma
uciekłeś ode mnie
Myśląc, że uczucie
pragnę sprzeniewierzyć
Modlę się o Twój powrót
- niestety daremnie
Co się stało z tym życiem
które chciałam przeżyć?...
***
II
Ach, szalona chwilo!
Radością płonąca!
Oto powróciłeś do mnie
w me objęcia!
Lecz widzę, że się kończy
ta chwila gorąca
- Inne oczy w Twych oczach
topią się z przejęcia...
Czemu milczysz?!
Sto młotów bije w moją głowę!
Szał z mych oczu tryska
serca skargą głuchą!
Teraz mnie przytulaj
- już chmury stalowe
Zbyt późno nabrzmiały
miłością i skruchą.
Moje oczy w Twych oczach
toną bez pamięci
Ramię Twoje mnie tuli
nie bacząc na siłę
Muszę odejść - Twój obraz
w myśli mej się święci
Z nim skostnieję
czarną przykryta mogiłą...
***
III
Czas płynie, a bez Ciebie
to ciągła udręka...
Choć odwiedzam Cię nocą
całuję dzikie usta!
Ach, no przyjdź już do mnie!
- Jaka to jest męka!
A wieczność bez Ciebie
jest straszna i pusta...
Tak, jestem przy Tobie
na tych starych wzgórzach
Porośniętych wrzosem
tak przez nas kochanym
Tu nas wicher pieścił
kąpała nas burza...
Nie, nie mogę Cię opuścić
na zawsze, przed ranem...
Pukam w Twoje okno
wpuść mnie! - pozostanę
Chcę całować znowu
Twoje dzikie usta
Otul mnie jak za życia
ramieniem kochanym
Bo wieczność bez Ciebie
była straszna, pusta...
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz