Jestem mgłą przezroczystą
Ulotną i dziką
Otulam przestrzenie
Mroczną tajemnicą
Gwiezdny blask zasłaniam
Przed wzrokiem wędrowca
Złej drogi mu życząc
Zguby na manowcach
Dwudziestolecie z innej perspektywy
Zaczynając od początku:
Lektura "Upadłych dam II Rzeczpospolitej" jest na prawdę wciągająca. Co prawda nawał domowych obowiązków utrudnia czytanie, niemniej zawsze jakiś skrawek czasu udaje mi się wygospodarować.
Przy okazji dotarło do mnie, że czegoś mi w tym brakuje. Mimo, że - póki co - książkę oceniam na prawdę wysoko! Otóż, dotarło do mnie, że do pełni szczęścia, tej pełnej "integracji" z opisywanym światem (szczególnie w przypadku zdarzeń związanych z naszą stolicą) brakuje mi warszawskiej gwary. Ten wychodzący z użytku i - niestety - zapomniany twór jest mi bardzo bliski. Mój Tata jeszcze czasami bardzo ładnie opowiada coś w taki sposób. On się w tym środowisku, na starej Woli, wychował. Ja już miałam trudniejsze zadanie, albowiem od wielu lat Warszawę zasiedla głównie ludność napływowa, nie mająca bladego pojęcia (bez urazy!) o języku starej Stolicy. Dodatkowo oficjalna, książkowa polszczyzna skutecznie zwalcza zwroty typu "warstaty" czy "włanczanie" traktując to jako błąd językowy. No cóż, staro-warszawski pozostaje obecny w filmach i... niektórych książkach.
Oczywiście rozumiem, iż na potrzeby "Upadłych dam..." mógłby to być ten przesądzający "grzybek w barszczu". Tak dla własnej przyjemności i rozszerzenia świadomości o przedwojennej rzeczywistości postanowiłam uzupełnić swoje "wyimaginowane braki". Bądź co bądź środowisko stołecznych elit, przedstawionych przez Janickiego nie było jedynym funkcjonującym w tamtym czasie...
Tym sposobem w swoich rozmyślaniach doszłam do kolejnej lektury. Z racji swoistych trudności "językowych" postanowiłam czytać ją fragmentarycznie, po jednym felietonie dziennie (ot, taka "zasada stopniowania przyjemności"). Mowa rzecz jasna o Stefanie "Wiechu" Wiecheckim. Akurat książek tego autora jest u nas pod dostatkiem. Na pierwszy ogień poszedł pierwszy tom serii "Śmiej się pan z tego" 1936-1939. Dokładnie zaczęłam od początku czyli od "Bić świadków" ze zbioru "Znakiem tego" z 1936 r.
...I coś z zupełnie innej beczki:
Tymczasem w przerwie między tymi "gwarowymi" dywagacjami podjęłam kolejne szydełkowe wyzwanie:
Tu etap "pajączka":
Dla wszystkich tych, którzy cierpią na arachnofobię etap post-pajęczakowy:
A na zakończenie, "początek końca":
Niezależnie od tego, czy jesteście ciekawi, jak to się skończy, czy też nie i tak Was o tym poinformuję;)
ja jestem! czekam :)
OdpowiedzUsuńDzięki;)
OdpowiedzUsuń