Nie wiem, czy pamiętacie, ale gdzieś tam kiedyś, przy jakiejś okazji napisałam, że planuję wrócić do wypieku chleba. Przepis, z którego korzystam, jest - delikatnie mówiąc - nieco wymagający, dlatego też zwykłam swój wypiek nazywać "Pieszczochem". Przy odrobinie cierpliwości wkrótce się dowiecie, dlaczego.
"Pieszczoch" - cz. 1 czyli zakwas żytni
Od razu muszę się przyznać, że "Pieszczoch" nie jest wyłącznie moim autorskim pomysłem. Przepis na ten chleb powstał w wyniku kompilacji kilku przepisów dostępnych m.in. tu oraz kilku udogodnień własnych.
Niemniej początek jest zawsze ten sam: żeby powstał chleb, dobry chleb a nie drożdżowa buła, musi być zakwas. Jak go zrobić?
Zakwas
Zakwas to - jak się już wcześniej rzekło - pierwszy etap "Pieszczocha". Już po czasie i zaangażowaniu w jego powstawanie można zacząć mieć przypuszczenia odnośnie genezy nazwy... Ale, do rzeczy!
Zakwas przygotowujemy 5 dni. Tak, dobrze przeczytaliście: dni. 5.
A teraz po kolei:
1.
(Czyli pierwszego dnia...)
1/2 szkl. mąki żytniej wymieszać z 1/2 szkl. letniej wody. Całość zostawiamy w dużym słoiku przykrytym gazą, w ciepłym miejscu.
2.
(Dzień drugi...)
Do słoja wsypujemy jeszcze 1/4 mąki i dolewamy tyleż letniej wody. Całość ponownie mieszamy i odstawiamy.
3.
Dodajemy kolejną 1/4 szkl. mąki i tyle samo letniej wody. Mieszamy, odstawiamy.
4.
Tym razem dodajemy znowu 1/2 szkl. mąki i 1/2 szkl. letniej wody.
5.
Ostatniego dnia dodajemy już tylko płaską łyżkę mąki i tyleż letniej wody. Mieszamy i dostawiamy. Po 2 godzinach (co za odmiana;)) zakwas jest gotowy do użycia.
I na dzisiaj to tyle. Teraz możecie żyć w niepewności;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz